"Jako dziecko jeździłem z ojcem do Puszczy Smrekowej za drzewem.
- Tato, a co to wycieka z drzewa?
- Jego dusza, żywica!
Żywica błyszczała na czarnej korze jak winne grono. Chciałem je zerwać. Ocho! Schwyciła mnie za dłonie, za rękawy, za każdą część mojego ubrania, jakby chciała wchłonąć całe moje jestestwo wgłąb otwartej jodłowej żyły.
Zdziwiony patrzyłem, jak czerwonawymi kroplami powoli toczy się w dół, a potem - wbrew prawu ciążenia - wraca do rozciętego miejsca, z którego wyszła; do rany - aby ją zagoić, uzdrowić drzewo.
- A czy w człowieku jest żywica?
- Jest, ale to nie krew, a to, co świeci w duszy i daje ci dar słowa. Twoja matka, rodzinna ziemia, niebo, pieśń - wszystko co kochasz - twoja żywica.
- A czy ona może wyciec?
- Może, ale cała z dobrego człowieka nie wycieknie nigdy."
Dmytro Pawłyczko /tłum. z j.ros. Pani Haiku/
grona żywicy
na starej ławce w sadzie
garnuszek miodu
Moje grona żywicy rozłożone na podłodze.
OdpowiedzUsuńOd dawna zaglądam i chciałam też jakimś haiku w komentarzu zabłysnąć, ale jak długo można czekać na przypływ talentu?
Który akurat odpłynął w inne strony?
Rozmarzył mnie ten garnuszek i cudowne zdjęcie...
Ori, w zdjęciu także jestem zakochana ;)
OdpowiedzUsuńA Twój zwierzyniec... faktycznie miodowo-bursztynowo-żywiczny :) A na haiku czekam i... będę się upominać.